Szyna w Puszce na Allegro.pl - Zróżnicowany zbiór ofert, najlepsze ceny i promocje. Wejdź i znajdź to, czego szukasz!
Czy macie czasami tak, że jakiś przelotny zapach lub dźwięk sprowadza do waszej pamięci odległe, wyblakłe wspomnienie, związane właśnie z tym zapachem lub dźwiękiem? Ja mam tak dosyć często i uwielbiam te przypominajki, bo przywodzą na myśl same pozytywne wspomnienia. To chyba znaczy, że jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, za co jestem losowi bardzo wdzięczna. Jedno takie wspomnienie nawiedza mnie często, gdy wchodzę do angielskiego Lidla. Wiem, trochę przyziemne, ale co poradzę. Czasem jakiś zapach sprawia, że w głowie same pojawiają się zatarte obrazy. Ja i M wchodzimy do sklepu, trzymając się za ręce. Bierzemy koszyk i przechadzamy się po sklepie, ustalając plan. Plan, jak to zrobić, żeby jakoś przetrwać do kolejnej wypłaty, a jednocześnie coś zjeść. Nie dziwota, że Lidl był naszym najczęstszym celem. Nie pamiętam już, co kupowaliśmy. Pamiętam uczucia, które mi w takich sytuacjach towarzyszyły. Mimo że całe swoje dorosłe życie pracowałam, zdarzyło się, że po opłaceniu rachunków mieliśmy z M £5, dzięki którym mieliśmy uniknąć śmierci głodowej przez cały tydzień. Było to w czasach, kiedy byliśmy całkowitymi żółtodziobami tutaj, na emigracji. Przyjechaliśmy, zabierając ze sobą pożyczone walizki i wszystkie oszczędności, które nam zostały, a były tak znikome, że niestety, ale bardzo szybko się skończyły. Ja dostawałam wypłatę co miesiąc. M na samym początku w ogóle nie miał pracy, więc nasz pierwszy miesiąc tutaj wyglądał średnio dobrze. Liczyło się to, że byliśmy razem, że mieliśmy siebie i to, że wtedy wciąż byliśmy w sobie szaleńczo zakochani. Zaczynaliśmy nowe życie i to dostarczało nam takich emocji, które, myślę, będą trwać w naszej pamięci w nieskończoność. Owymi emocjami nie dało się jednak nażreć. Niestety. Kupowaliśmy to, co było najtańsze i w miarę zjadalne, ale nie martwiliśmy się, najważniejsze, że mieliśmy czas na wspólne przygotowywanie posiłków i dostarczało nam to wiele radości. Nie zapomnę nigdy, jak poszliśmy do Lidla na wielkanocne zakupy. Do Anglii przylecieliśmy w marcu, więc były to same początki. I pamiętam jak z okazji świąt postanowiliśmy sobie kupić szynkę w puszcze, która nie należała do najtańszych rzeczy, a dla nas wtedy, właśnie dlatego, była szczególnym rarytasem. Może wam się to wydać takie trywialne czy śmieszne, ale tak właśnie było. I teraz, rok w rok, na Wielkanoc kupujemy szynkę w puszce. Tak, żeby nigdy nie zapomnieć, że kiedyś było ciężej, co sprawia, że łatwiej się cieszyć tym, co jest teraz. Pamiętam, że nigdy się nad sobą nie użalaliśmy, nie narzekaliśmy, że miało być pięknie a jest do bani. Mieliśmy w sobie tyle pokory i wdzięczności za to, że mogliśmy dokonać wyboru, odnośnie tego, gdzie układać sobie życie i myślę, że głównie dzięki temu te wspomnienia teraz przywodzą uśmiech na twarzy. My, młodzi, zdrowi i odpowiedzialni tylko za siebie, budujący swoje gniazdo, gałązka po gałązce. Gdzie on tam ja, gdzie ja tam on. Czasy niełatwe, ale jednocześnie pełne takiej młodzieńczej beztroski. Teraz tak dalekie… Marzę o tym, żeby kiedyś poczuć się tak jak wtedy. Beztrosko, swobodnie. Nasze życie się zmieniło. Mogę kupować szynkę w puszce, kiedy mi się podoba, za to nie jestem już tak beztroska. Ponoszę odpowiedzialność już nie tylko za siebie, lecz za moją młodą rodzinę. Jestem dorosła, często przemęczona tą dorosłością, ale wciąż zadowolona. I kocham moje wspomnienia, szczególnie z tamtego okresu, kocham je za to, że za każdym razem sprawiają, że serce bije radośniej niż zwykle.
SŁONINA w puszce DO WÓDKI WOJSKOWA WIEPRZOWA 300g. 39, 99 zł. (133,30 zł/kg) zapłać później z. sprawdź. 49,98 zł z dostawą. Produkt: Słonina wieprzowy 300 g. dostawa w środę. dodaj do koszyka. "Nie byłoby w powojennej Polsce żadnego luksusu, gdyby nie Trójmiasto" - twierdzi Aleksandra Boćkowska, autorka książki "Księżyc z Peweksu. O luksusie w PRL". Luksus w PRL-u brzmi jak oksymoron, a jednak występowało takie zjawisko. Jak ten luksus wyglądał? Papier toaletowy, mięso, słodycze, pomarańcze i banany - to jego oblicza. Niektóre lokale, restauracje, hotele, a nawet całe osiedla uważane były za ekskluzywne, a przebywanie w nich pożądane. Te i inne enklawy luksusu znajdowały się w Trójmieście. Jakie dokładnie? Przeczytacie w tym Czy to pamiętasz?Nostalgia i tęsknota za PRL-em Z sondaży wynika, że Polacy coraz bardziej tęsknią za PRL-em. Epoka Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej to okres, który przypadł na lata 1952-1989. Jest on dziś bardzo często wspominany i niejednokrotnie przywoływany w kulturze, a zwłaszcza w literaturze i filmie. Można powiedzieć, że wręcz panuje ostatnio moda na PRL. Cenimy tamto wzornictwo, trzymamy w domach meble i dizajnerskie przedmioty codziennego użytku z tamtych czasów, z sentymentem przywołujemy dawne zwyczaje, wraca moda z czasów PRL-u. Nic dziwnego, że PRL jest żywy w naszej pamięci i kulturze - wszak to nasza najmłodsza historia, którą pokolenia 40-latków i starszych noszą w sercu, a nic tak nie wzbudza sentymentu jak czasy dzieciństwa lub także: Hity PRL-owskiego wzornictwa. "To moda, która nie przeminie" Ale czy faktycznie jest za czym tęsknić? Nostalgia za przeszłością nie zawsze jest równoznaczna z pozytywną oceną tamtego okresu, choć chętnie do niego wracamy. Potwierdzają to nasze artykuły na temat czasów transformacji i lat 90. oraz wcześniejszych dekad, które cieszą się wśród czytelników dużym zainteresowaniem. Dlatego też postanowiliśmy poszerzyć temat Życia z Peweksu, czyli o luksusie w PRL-u i w naszym kolejnym artykule rozwijamy wątek luksusu w erze socjalizmu w także: Tym żyło Trójmiasto 50 lat temuTowary luksusowe: papier toaletowy i szynkaW czasach, w których półki sklepowe świeciły pustkami, a jedzenie i inne towary kupowało się na kartki, najwyższym dobrem stawało się posiadanie i dostęp do tego, czego właśnie Dostęp do czegokolwiek. Bo zawsze były ogromne kłopoty z zaopatrzeniem oraz obowiązywał system rozmaitych reglamentacji - przydziałów, talonów i tak dalej - mówiła Aleksandra Boćkowska w naszym wywiadzie na temat gdyńskiego luksusu w czasach PRL.. Najczęściej pożądane było jedzenie: mięso (zwłaszcza szynka, polędwica, baleron), cukier (słodycze, pomadki, czekolada), cytrusy, przyprawy, banany, a także papierosy i alkohol oraz coca-cola i inne napoje w puszkach, które po wypiciu się zbierało i ustawiało jako ozdoby na półkach - były to swoiste także: Dni bezmięsne - absurdy PRL-u w TrójmieścieTowarem luksusowym był nawet papier toaletowy - niektórzy z nas wciąż pamiętają, jak się chodziło ze zdobytym "naszyjnikiem" ze związanych sznurkiem rolkami papieru, przewieszonym na ramionach. Nic dziwnego, że tak było, skoro "produkowało się rocznie siedem rolek papieru toaletowego na głowę", jak z dumą donosił 22 lutego 1988 r. Dziennik W PRL reglamentowano towary i prawie na wszystko obowiązywały kartki: cukier, masło, margaryna, mięso z kością, papierosy, wódka z możliwością zamiany na tabliczkę czekolady, buty oraz talony na sprzęt gospodarstwa domowego itp. Zawsze "diabli mnie brali", gdy np. nie mogłem zrealizować swojego przydziałowego talonu na buty, ponieważ nie było w sprzedaży określonego rozmiaru czy też interesującego mnie wzoru. Bardzo marzyłem o "zdobyciu" jakichś niedrogich adidasów, niestety zawsze okazywało się, że było to tylko niespełnione marzenie - wspomina w swoich felietonach Edward Roeding, ekonomista i także: Cukier na kartki. Mija kolejna rocznica reglamentacji Oazy luksusu: hale targowe, targowiska, rynkiJednymi z największych oaz luksusu stawały się w związku z tym miejsca handlowe: targowiska, hale targowe, rynki i inne tego typu przybytki, na których można było upolować wyjątkowe towary. Przykładem sztandarowym są Miejskie Hale Targowe w Gdyni, które przez dziesięciolecia umożliwiały dostęp do najbardziej pożądanych produktów krajowych i importowanych oraz marek z całego świata. Większość z nich była niedostępna w sprzedaży detalicznej za okresie PRL-u przyjeżdżano tu na zakupy z całej Polski. Wielu osobom do dziś gdyńskie hale kojarzą się ze smakiem cytrusów, kawy, niemieckich i angielskich czekolad, a także z pierwszymi kupionymi oryginalnymi jeansami, butami sportowymi "Adidas" czy elektronicznym zegarkiem na rękę. Dostawcami tych towarów byli głównie marynarze i ich rodziny lub osoby otrzymujące paczki od krewnych z zagranicy. Na placu targowym handlowano ponadto produktami z tzw. drugiej ręki. Można tam było zakupić używane ubrania, np. kurtki jeansowe, płyty winylowe, modne okulary, a nawet włoskie także: Hala targowa: dawna mekka handlu w GdyniRównież targowiska w Gdańsku były bardzo popularne i oblegane, zwłaszcza w okresie przedświątecznym, kiedy ludziom zależało na zdobyciu lepszej jakości towarów lub czegoś wyjątkowego. Przykładem jest rynek we Wrzeszczu, który istnieje do dziś, a gdzie można było kupić modne ubrania, elektroniczne gadżety albo pirackie nagrania na kasetach VHS i magnetofonowych. Więcej na ten temat pisaliśmy w osobnym artykule: Rynek we Wrzeszczu jak pudełko czekoladek. Takim miejscem był także Zielony Rynek na Przymorzu, istniejący od 1981 r., który z placu parkingowego, na którym sprzedawali rolnicy z samochodów, przerodził się w targowisko z około 500 stanowiskami handlowymi wszystkich branż. Świątynie luksusu: megasamy, komisy, pedety i delikatesyOczywiście nie tylko na targowiskach się zaopatrywano. Klienci poszukujący towarów zaglądali również do delikatesów, komisów, sklepów kolonialnych, pawilonów handlowych, a także megasamów. Megasamy zaczęły powstawać w latach 70. W środku sklepu klienci mogli swobodnie przemieszczać się z koszykami pomiędzy półkami z artykułami, co było prawdziwą rewolucją jak na tamte czasy. - Świętojańska w dokumentach jest ciemna jak reszta kraju, ale we wspomnieniach pachnie kawą paloną na patelniach przy otwartych oknach. Tu komis, tam kuśnierz, apteka z zagranicznymi lekami i delikatesy ze stoiskiem kolonialnym, w których można też kupić szynkę, zawsze wije się kolejka - pisze o Gdyni Aleksandra Boćkowska w swojej Gdańsku to Wrzeszcz stał się centrum handlowo-usługowym i to tutaj pojawiało się najwięcej wyjątkowych sklepów, takich jak Powszechny Dom Towarowy "Neptun" - otwarty w 1951 r. "Pedet" - jak pisze w swoim artykule Cristal, delikatesy i "Pedet", czyli neonowy Wrzeszcz Jarosław Wasielewski - był przez cały okres PRL-u największym domem towarowym Gdańska. Drugim pod względem popularności obok "Pedetu" był Spółdzielczy Dom Towarowy "Społem", który otwarto już w 1949 r. Po przebudowie od 1961 r. i zmianie nazwy na "Sezam" na trzech piętrach i parterze rozmieszczono 24 działy handlowe, gdzie można było zakupić: wyroby z tworzyw sztucznych, sprzęt RTV i AGD, odzież, zabawki, tekstylia, pasmanterię, obuwie, konfekcję, artykuły sportowe, dekoracyjne. Więcej na jego temat przeczytacie w artykule: Burzliwa historia wrzeszczańskiego "Sezamu".Również w 1961 r. powstał Dom Kupca i Usługowca (choć uchwała o jego budowie była już w 1947 r.) - gmach o pięciu kondygnacjach, każda o powierzchni 570 m kw. Na parterze Domu Kupca już od końca lat 40. działał handel i usługi, cukiernia, pracownia jubilerska, sklep spożywczy. W październiku 1957 r. otwarto tu słynną cukiernię Maraska, w latach 60. zaś przeniosła się tu kawiarnia Maleńka. Najsłynniejszym sklepem był jednak otwarty w 1976 r., zajmujący cały parter budynku, drugi trójmiejski (po Gdyni) i 23. w kraju salon słynnej PRL-owskiej sieci odzieżowej Moda także: Dom Kupca - zapomniana świątynia handlu we Wrzeszczu Luksus z Peweksu i BaltonyZ luksusem w PRL kojarzą nam się dziś głównie Peweksy. W sklepach Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego "Pewex" za dolary i bony towarowe sprzedawano towary z importu, ale i krajowe, w tym polską wódkę. Co można było kupić w Peweksie? Praktycznie wszystko: perfumy, kafelki, piwo w puszkach i amerykańskie papierosy, oryginalne jeansy marki Rifle czy Wrangler i inne ubrania, odtwarzacze wideo, klocki Lego, resoraki firmy Matchbox, lalki Barbie, gumy do żucia z Kaczorem Donaldem, salami, sardynki i ślimaki w puszkach, tkaniny, ale także elektronikę, w tym konsole i komputery Atari, oraz różne zagraniczne alkohole (koniaki i whisky), coca-colę, sprzęt RTV, kosmetyki i W Peweksie można było kupić też samochód. W końcu 1988 r., o ile dobrze pamiętam, Fiat 125 p kosztował ponad 2500 dolarów. Dla uzmysłowienia sobie "wartości" samochodu, to w tym czasie, mając ukończone podwójne studia wyższe (techniczne i ekonomiczne), pracując w stoczni na stanowisku specjalisty projektanta przy projektowaniu nowoczesnych statków, zarabiałem aż ok. 30 dolarów miesięcznie. Kilka miesięcy później, pracując w Holandii jako niewykwalifikowany robotnik, bez znajomości języka, sortując kwiaty, zarabiałem ponad 30 dolarów dziennie - wspomina Edward turystów głównymi klientami Peweksów byli marynarze, którzy część pensji otrzymywali w dodatku dewizowym. Zwykłych zjadaczy chleba raczej nie było stać na zakupy w Peweksie. Tutaj znajdziecie archiwalne artykuły na ten temat zgromadzone w Bałtyckiej Bibliotece Cyfrowej (BBC).Z Gdyni wywodzi się druga sieć sklepów o podobnym charakterze - sklepy i kioski "Baltony", rozwijane od 1984 r. Wcześniej - od 1949 r. - Przedsiębiorstwo Państwowe "Baltona" zajmowało się zaopatrywaniem głównie placówek dyplomatycznych i statków. W 1956 r. rozpoczęło również sprzedaż detaliczną w sklepach oraz na przejściach granicznych. W 1971 r. Baltona "weszła" na pokłady samolotów. Od 1984 r. zajmowała się także sprzedażą wysyłkową towarów z katalogu. Baltona była synonimem luksusu, podobnie jak Peweks. Do kupienia były tam: szynka w puszce, kawa, zagraniczne alkohole i inne towary uważane za luksusowe. Powiew luksusu: hotele jak wyspyPowiewu luksusu szukano nie tylko w miejscach handlowych, polując na wyjątkowe towary, lecz także tam, gdzie pojawiali się turyści z zagranicy, niosący ze sobą aurę lepszego, nieznanego świata. Do takich miejsc należały przede wszystkim hotele, o których Boćkowska pisała, że są jak wyspy, "gdzie zwykli ludzie zaglądali, by posiedzieć w holu i poczuć się trochę jak za granicą. Przecinały się tam drogi artystów, intelektualistów, prywatnych przedsiębiorców, półświatka i cudzoziemców". Do takich wyjątkowych hoteli należały Grand Hotel (dziś Sofitel), Hotel Monopol w Gdańsku (dziś Scandic) czy Hotel Orbis "Gdynia" (dziś Mercure).Ten ostatni otwarto w 1983 r. Słynął on z wystawnych bankietów, różnych pokazów, konkursów i najlepszych balów, odwiedzających go cinkciarzy, a także pięknych tancerek w klubie nocnym Nautica, zwanym potocznie Piekiełkiem (od czerwonego koloru jego ścian). Tutaj też zawsze zatrzymywały się gwiazdy i goście podczas Polskiego Festiwalu Filmów Fabularnych. W Hotelu Gdynia były też sklepy: Pewex, Baltona i jubiler, do których przychodzono tylko po to, żeby popatrzeć na towary, tj.: futra, skórzane torby, pomarańcze i dobre alkohole. Hotel oferował swoim gościom ponadto basen, solarium, saunę i sale konferencyjne. Przeczytaj także: Dawne trójmiejskie świątynie hazardu- Z tego, co pamiętam, to takimi niedostępnymi obiektami dla zwykłego "zjadacza chleba" były w Jelitkowie dwa hotele należące wówczas do Orbisu: hotel Posejdon i Marina. W Oliwie w pawilonach przy ul. Czyżewskiego znajdował się pozakartkowy sklep mięsny, ale to raczej wspomnienia moich rodziców, bo ja urodziłem się w 1965 r. - wspomina Piotr Leżyński, autor strony Smak luksusu: kawiarnie, restauracje, kluby nocneW Hotelu Gdynia znajdowała się także słynna kawiarnia "U Marysieńki". Była to jedna z kilku ekskluzywnych kawiarni w Trójmieście, tuż obok Cafe Cyganeria (najstarszej kawiarni w Trójmieście, istniejącej od 1946 r., o której przeczytacie tutaj: Nowe życie legendarnej Cyganerii) czy kultowej już cukierni Delicje, która została otwarta w 1979 r. i istnieje do dziś, a co ważniejsze zachowała swój wystrój sprzed lat. Niedawno pisaliśmy o tym lokalu w artykule: Kultowa cukiernia Delicje skończyła 42 ekskluzywnych lokali w Trójmieście było wiele, nie tylko kawiarni, ale także restauracji i klubów. Do niektórych restauracji niełatwo było się dostać, a ponadto obowiązywały w nich różne zasady, np. należało być odpowiednio ubranym, czyli koniecznie "pod krawatem". Mało kogo zresztą było stać na jedzenie w takich miejscach, dlatego odwiedzały je raczej elity i polityczni oficjele. Jedno z nich - luksusową gdańską restaurację "Pod Łososiem" - wspomina w swojej książce "Ślepa kuchnia" Monika Milewska. - Odwiedzający w stanie wojennym stołówkę partyjni oficjele wyraźnie nie ufali jej personelowi. Do obsługi ich wizyt w stoczni sprowadzano kucharzy z Warszawy albo korzystano z cateringu, zamawiając wykwintne dania w luksusowej gdańskiej restauracji "Pod Łososiem" - pisze autorka. Z kolei do najsłynniejszych klubów nocnych należał gdyński Maxim, a w Gdańsku kawiarnia i klub nocny Cristal we O Maximie w Gdyni słyszała cała Polska, a bawiła się w nim peerelowska śmietanka towarzyska z całego kraju. Ekskluzywna restauracja, strojna w dzieła sztuki i stylowe meble, z przeszkloną ścianą i widokiem na morze, kilkoma barami i drzewem w środku powstała na przełomie lat 70. i 80. Od początku wabiła obcokrajowców z "zielonymi", marynarzy i cinkciarzy. Rozsławiona przez piosenkę Lady Pank stała się miejscem zabaw, obfitującym w kawior i szampana, ówczesnej elity finansowej - biznesmenów, gwiazd kina i estrady, ale i gangsterów. Drink kosztował tu tyle, ile wynosiła przeciętna pensja - pisze Przemysław Kozłowski na stronie także: Słynne trójmiejskie kluby. Tu bawili się biznesmeni, politycy, gangsterzy, celebryci Zegarkowo, Olimp, rejs Batorym i... zagranicaLudzie w tamtych czasach, szczególnie w okresie "małej stabilizacji" i później, chcieli jednak zaznawać dobrobytu nie tylko od święta. Dla wielu takim luksusem stawała się możliwość zamieszkania w bloku z wielkiej płyty i posiadanie ciasnego, małego, ale własnego "em". Inni marzyli z kolei o zamieszkaniu w najwyższym budynku w mieście w tamtych czasach, który "wnosił do Wrzeszcza odrobinę zachodnioeuropejskiego luksusu - jak pisała o słynnym "Dolarowcu" Anna Sakowicz w powieści "Jaśminowa Saga".Wieżowiec "Olimp" był synonimem luksusu w czasach PRL-u. Nazwa ta pochodzi od nieistniejącej już restauracji, która znajdowała się na ostatnim piętrze budynku. Termin "Dolarowiec" odnosi się z kolei do tego, że mieszkania w budynku można było kupić wyłącznie za dewizy, przede wszystkim dolary. - Choć mieszkania najsłynniejszego wieżowca Wrzeszcza nie były zbyt obszerne, prezentowały nadzwyczaj wysoki standard. Dębowe parkiety w pokojach, kafelki w łazienkach i kuchniach wyposażonych w kuchenki gazowe czy windy na klatkach schodowych sprawiały, że na przełomie lat 60. i 70. można było je nazwać wręcz luksusowymi. Nie bez znaczenia był również widok, który rozciąga się z wyższych kondygnacji. Warto również wspomnieć, że w czasach swojej świetności wrzeszczański wieżowiec był podziwiany nie tylko ze względu na standard mieszkań. Sama jego bryła, zaprojektowana w duchu modernizmu, przywodziła gdańszczanom na myśl widoki z zachodnich metropolii, usianych drapaczami chmur. Namiastką "lepszego świata" był także Pewex, który znajdował się niegdyś na pierwszym piętrze - piszą o "Dolarowcu" Rafał Borowski i Magda Mielke. Również osiedla, takie jak słynne "Zegarkowo", czyli PLO-owskie osiedle domków jednorodzinnych, uważane było za nowobogackie, choć życie tam z luksusem - jak się okazuje - nie miało zbyt wiele wspólnego. Było to pierwsze osiedle zbudowane specjalnie dla marynarzy. Powstało pod koniec lat 50. w Orłowie, między Kępą Redłowską a Aleją Marynarskie rodziny zaciągnęły kredyty, żeby tam zamieszkać. A że były to lata 50., kiedy marynarze z rejsów przywozili przeważnie zegarki, taksówkarze nazwali osiedle "Zegarkowem" - że niby tylko z przemytu zegarków taki majątek. Potem, gdy modne były nylonowe rajstopy, mówiono na osiedle "Nylonowo". Kiedy szykowałam się do rozmów z mieszkańcami osiedla, spodziewałam się opowieści o rozbrykanych marynarzowych, które wolne chwile spędzają na Świętojańskiej w futrze oraz złocie. Dostałam tymczasem obraz zabieganych żon wiecznie nieobecnych mężów, które muszą troszczyć się o koks, by dogrzać domy, o dzieci, o remonty, o grządki, by wykarmić rodzinę, a często również letników. Jak na ówczesne czasy "Zegarkowo" niewątpliwie było wyjątkowe, ale trudno powiedzieć, że luksusowe - zapewnia Aleksandra luksusu, na który w PRL mogły pozwolić sobie tylko jednostki, był rejs transatlantykiem "Batory", wyjazd za granicę i zagranica w ogóle. Ale to już temat na inną opowieść.Szynka Szlachecka 0,5 kg. Szynka przygotowywana jest w oparciu o staropolską recepturę, a surowiec do niej stosowany to mięso najwyższej jakości. Leżakując kilka dni w specjalnej solance z naturalnymi przyprawami uzyskuje tak specyficzny aromat i smak, który po uwędzeniu w wędzarni tradycyjnej opalanej tylko drzewem bukowym i olchowym
Tylko jedna siódma jajeczka dziennie, tak zalecał minister cen w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego. I nieważne, czy to zwykły dzień, czy Wielkanoc. Jajek wtedy brakowało, jak zresztą okresowo wszystkiego. Żeby zastawić stół wielkanocny w PRL, trzeba było mieć silne nerwy i najlepiej mieszkać w stolicy albo na Śląsku. Dostawy były tam większe niż w innych regionach kraju. Tylko jedna siódma jajeczka dziennie, tak zalecał minister cen w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego. I nieważne, czy to zwykły dzień, czy Wielkanoc. Jajek wtedy brakowało, jak zresztą okresowo wszystkiego. Żeby zastawić stół wielkanocny w PRL, trzeba było mieć silne nerwy i najlepiej mieszkać w stolicy albo na Śląsku. Dostawy były tam większe niż w innych regionach ludności na mięso, jajka, masło i cukier zawsze denerwowały peerelowską władzę. W 1970 roku kabaret Tey w Opolu śpiewał ironicznie: ,,Bo my musimy być dzisiaj mniej pazerni, roślinożerni, roślinożerni. Nam polędwica oraz schab, nie smakuje tak jak szczaw." Po wojnie spożycie mięsa w Polsce wynosiło ledwie 8,6 kg rocznie na osobę, czyli o 56 proc. mniej niż pod koniec okresu przedwojennego. Obecnie to około 75 kg, w PRL ilość niewyobrażalna. O tym, co miało wspólnego jedzenie z ideologią w PRL, interesująco pisze Monika Milewska w wydanej właśnie książce ,,Ślepa kuchnia".Zgodnie z ówczesną propagandą, jedzenie nie powinno być specjalną przyjemnością. Władysław Gomułka potępiał także kawę i nie chciał kupować jej za cenne dewizy, nie znosił, jak ludzie ,,chłeptają' ten burżuazyjny napój. Nie przekonała go żona Zofia, wielka amatorka kawy, która załatwiała ją sobie za plecami męża. Strajkujący życzyli mu: ,,Dla Gomułki suche bułki", ale I sekretarz KC PZPR i tak wolał chleb, który jadł do każdego posiłku. Trudno było zastawić wielkanocny stół w czasach, gdy ciągle brakowało najważniejszych składników. Władza tolerowała dwa święta kościelne, unikając nawiązań do ich religijnego charakteru. Wielkanoc nazywano świętami wiosennymi, zaopatrywano wtedy sklepy lepiej, ale nigdy nie było wiadomo, gdzie i co rzucą. A po świętach gazety rozpisywały się o karetkach pogotowia, które rzekomo masowo przywoziły do szpitala pacjentów chorych z przejedzenia. Takie wiadomości były przez władze mile widziane; oto dowód, że naród ma czym się przeoczWojsko sprzedaje auta, łodzie, sprzęt do nurkowania, AGD, biurowy i warsztatowyTanie domy od komornika czekają na nowych właścicieli! Zobacz oferty z woj. śląskiegoTak mieszkają śląscy milionerzy! Zobacz najdroższe domy na sprzedaż w woj. śląskimMagda Gessler zrobiła rewolucję w sosnowieckiej restauracji. Jak teraz wygląda? Na co dzień obowiązywały jednak latami dni bezmięsne i dorszowe, w niektórych regionach także bezciastkowe. W poniedziałki, a potem także w środy nigdzie nie można było dostać mięsa, ani w sklepach, ani w stołówkach czy restauracjach. Co wtedy podawano? W dni dorszowe dorsze, ale w formie niezbyt świeżych kostek smażonych na smalcu. Liga Kobiet organizowała nawet budki, w których kostki dorsza rozdawała za darmo, bez efektu. Polakom te szlachetne ryby do cna obrzydły. W pierwszych latach po wojnie wprowadzono ,,bezciastkowość" we wtorki, środy, czwartki i piątki, w te dni sprzedaż wyrobów cukierniczych była surowo zakazana. Polacy według władz PRL zawsze jedli za wiele słodzili. W 1950 roku wypadało 21 kg na głowę rocznie, w 1989 roku prawie 47 kg, ale niezależnie od ilości, i tak było za dużo. Równocześnie nie wolno było podawać, ile cukru i gdzie się eksportuje Przed Wielkanocą czasami pojawiał się problem, bo brakowało nawet jajek. Dostawy były niepewne. Robotnicy z Ursusa i Radomia w 1970 roku zatrzymali w proteście ciężarówkę z jajkami, a ucieszona miejscowa ludność przybiegała z wiadrami i zabierała ile mogła. Władza zareagowała; kto coś wziął, został ukarany i musiał nawet odsiedzieć swoje. Jajka w ogóle były podejrzane, robotnicy używali ich jako amunicji w potyczkach z milicją. Ale trudniej było je wyrzucić z zestawu wielkanocnego niż szynkę. Popularne książki kucharskie w święta wielkanocne zalecały skromny stół; barszcz czerwony, bigos, zimne nóżki w galarecie i jajka faszerowane śledziem. Na deser placek drożdżowy tańszy niż babka i mazurek z dżemem. A szynka? Chyba na obrazku. Satyryk i grafik Andrzej Krauze narysował szynkę z podpisem: ,,Wytnij i pomaluj".Szynka jako tradycyjne danie wielkanocne była oficjalnie pomijana, ale ludzie robili wszystko, żeby ją zdobyć, na przekór władzy. Socjolodzy twierdzą, że była obsesją Polaków w PRL. Maria Dąbrowska co prawda pisała w swoich ,,Dziennikach", że na Wielkanoc w 1950 roku otwierała pyszną szynkę w puszce, ale wspomniała też, że jej znajomemu pisarzowi cenzura wycięła scenę, w której murarz przed wojną kupił szynkę na Wielkanoc. Po co ludzi denerwować? Mięso było w PRL miarą życiowego sukcesu. Wygrani jedli szynkę, przegrani mortadelę i ,,kanapki z żeberkami" czyli chleb z cebulą. A były też okresy, gdy i cebuli w dużych miastach były lepiej zaopatrzone niż te w mniejszych, w regionach przemysłowych lepiej niż w rolniczych. Stolica i Śląsk otrzymywały połowę ogólnokrajowej puli mięsa i towarów delikatesowych. Dlatego w Lublinie podczas protestów żądano, żeby poprawić zaopatrzenie w sklepach nie jak na mitycznym Zachodzie, ale ,,jak na Śląsku". Z kolei Świdnik z woj. lubelskiego zazdrościł zaopatrzenia Lublinowi. Ale rzeczywiście na Śląsku w sklepach bywały cytryny i stąd wzięła się opowieść drukowana w ,,Sztandarze Młodych", jak to Bolesław Bierut przyjechał do Stalinogrodu (Katowic) i odwiedził dzieci w Pałacu Młodzieży. Dzieci nie wiedziały co gościowi podarować, więc przyniosły mu na talerzyku pomarańczę. Autor bredzi: ,,Trzymają ją na talerzyku, chcą ją zjeść wspólnie z towarzyszem Bierutem na znak przywiązania, wierności, miłości, przyjaźni. Towarzysz Bierut dzieli na cząstki złoty, soczysty owoc. To pomarańcza przyjaźni." Zaraz po wojnie rozchodziły się jednak plotki, ze na Śląsku panuje głód, ,,kobiety rzucają się pod samochody w celu uniknięcia śmierci głodowej". Naprawdę głodne były rodziny wywiezionych na Wschód Ślązaków, żony górników nie dostawały żadnych świadczeń, nie mogły znaleźć pracy, wyrzucano je z mieszkań. Zachowały się w archiwach wstrząsające listy kobiet, które nie mogły wyżywić dzieci. Plotki zawsze mają w sobie ziarno ani kartki czasem nie pomagały, gdy nie było co kupić. Pytano - jak zjeść kartkę nożem i widelcem? Ludzie musieli informować się pocztą pantoflową, co gdzie rzucili. Bywał salceson nazywany cwaniakiem, bo nie dał się wywieźć do sowietów. Ale co zrobić, jak w spożywczych hulał wiatr? W 1951 roku do radiowej audycji propagandowej ,,Fala 49" napisała kobieta z Radomia, że do sklepów w ogóle nie docierają dostawy. Pytała: ,,Jak tu pracować w tak ciężkich warunkach głodowych?" Z jej listu wynika, że nie było nawet octu, który znikał z półek ostatni. Słuchaczka skarżyła się: ,,Człowiekowi kiszki z głodu się skręcają po kartoflach z solą i ogórkach bez octu, a towar wędruje piorun wie gdzie.",,Nie ma mięsa, masła, jajek, zginęła słonina. Trzeba będzie z głodu żreć dzieła Lenina" - powtarzano wierszyk w latach kryzysu w PRL. A jeśli coś było, to trzeba było stać w kolejkach. Jak długich? Na jednym z rysunków satyrycznych narysowano budowany dopiero sklep, do którego już ustawił się ogonek. Na innym jest nocna kolejka, ostatni stojący pyta nadchodzącego zza węgła osobnika - kto idzie? Odpowiedź miało w PRL szkodzić, a smalec powodować sklerozę. Dzisiaj też nie mają najlepszej prasy, chociaż nie z powodu polityki. W dobranocce ,Porwanie Baltazara Gąbki" z lat 70. kucharz imć Bartolini Barłomiej miał herb Zielona Pietruszka. Mało kto wiedzial, że autor najpierw dał mu herb Dwa Widelce i Udziec Barani. Ale ta Zielona Pietruszka chyba to wiedziećTakie są najlepsze zioła na cholesterol. Obniż poziom cholesterolu domowymi sposobamiTakie mają być emerytury w lipcu po zmianach podatkowych. Mamy nowe wyliczenia!Sosnowiec: Na stadionie zaczyna kiełkować trawa, a kibice pytają już o mecz otwarciaPół roku temu ruszyła budowa nowego stadionu GKS Katowice. Jak wygląda to miejsce?Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Szynka od Szwagra, tradycyjnie wędzona, jest natomiast najlepiej sprzedającą się szynką wędzoną w ladzie. Marka Krakus to też najczęściej kupowana marką w kiełbasach suchych, które wytwarzane są według sprawdzonych receptur, wędzone dymem olchowo-bukowym a następnie suszone kilka dni.Zobacz opinie o: Konserwa wieprzowina Szubryt Konserwa PRL Mielonka w puszce 300 g i wybierz produkt na Allegro jeszcze łatwiej! Ciesz się niskimi cenami, szerokim wyborem i bezpieczeństwem transakcji!
Kup teraz na Allegro.pl za 25,99 zł - SKARPETKI W PUSZCE ŚWIĄTECZNE PRL MALUCH (12909014347). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect!
PRL Party Przy kolejnej imprezie okazało się, że koneserów zabaw w stylu "minionej epoki" nie brakuje. Młodzi ludzie, którzy często czasy PRL znają jedynie ze zdjęć, bądź opowiadań rodziców traktują imprezy w tym stylu jako coś niezwykłego, prześcigając się w pomysłach. Nie lada rarytasem na takim przyjęciu okazują się być: prawdziwa oranżada w kapslowanych szklanych butelkach, chałwa czy kiszone ogórki jako tradycyjna zakąska do polskiej wódki. Dekoracja takiego przyjęcia obowiązkowo powinna składać się z białych i czerwonych goździków, ceraty w kratkę, plakatów z popularnymi w tamtych czasach hasłami PRL'owskimi. Świetnym pomysłem jest także wydrukowanie etykiet na wódkę jak Wódka Czysta, Stołowa, Jarzębiak, Vistula, Mocna Strong Vodka itp. Zdjęcia takich etykiet znajdziecie bez problemu w internecie, po wydrukowaniu w kolorze wystarczy nakleić na obecną etykietę znajdującą się na butelce. Każdy z uczestników imprezy wzywany jest do stawienia się na takiej imprezie w stosownym stroju, nawiązującym to kultury minionych lat. Nasza impreza PRL Party była także imprezą z okazji 30-tych urodzin. Nie zabrakło żadnych z wymienionych powyżej elementów, dodatkowo w tle na ekranie odtwarzane były stare teledyski. Na stołach gościły półmiski z kiełbasą, kaszanką i pasztetową, w słoikach stały kiszone ogórki, do tego jarzynowa i szynka konserwowa w puszce. Prawdziwą atrakcją był tort, którego całym wierzchem była kartka na mięso i inne artykuły spożywcze :) A to kilka zdjęć: Lista Blogów
Wielkanoc w czasach PRL-u była specyficzna i zupełnie różna od tej, jaką znamy obecnie. Brak wielu produktów, towary na kartki, długie kolejki, przepisy ze składnikami zastępczymi i świniobicie na wsi, żeby na świątecznym stole pojawiła się szynka.
Pinsa capricciosa przepis krok po kroku: Krok 1. Pinsa capricciosa to niezwykle prosta do przygotowania i zarazem pyszna przekąska imprezowa. Najlepiej smakuje zaraz po jej upieczeniu, więc można nałożyć sobie dodatki na pinsę i upiec dopiero w momencie przyjścia gości. Do przygotowania tej przekąski użyłam gotowej pinsy z Lidla Krakus Szynka zrazowa w składzie zawiera, prócz mięsa wieprzowego, także syrop glukozowy, dekstrozę, sól, askorbinian sodu, ekstrakty przypraw, hydrolizowane białko drożdży, białko kolagenowe wieprzowe oraz azotyn sodu. 100 g gotowego wyrobu wyprodukowano z 104 g mięsa - nie jest to zła ilość, ale są wędliny z lepszym składem .